Do góry

Prognoza na grudzień 2024

Zielona katastrofa

Historia uczy, że w imię wielkich i pięknych ideałów można stworzyć potwora, samobójczą rzeczywistość, autodestrukcyjną iluzję. O ile proces ten odbywa się na polu idei, filozofii, światopoglądu, porwać może jedynie grupę zapaleńców, wyznawców, ideologicznie zaangażowanych aktywistów i jest jedynie interesującym zjawiskiem kulturowym. Gorzej, gdy ktoś zechce swoimi światłymi, wzniosłymi, szlachetnymi ideami urządzać innym życie, twórczo zmieniać świat, „naprawiać” rzeczywistość.

Gdy w 2012 roku Neptun wkroczył w znak swojego władztwa – w Ryby – planeta ta uruchomiła szereg zjawisk, procesów i zdarzeń, które wiązać należy z naturą tej planety oraz rządzonych przez Neptuna Ryb – rozdwojonych, rozdartych, poświęcających się, podążających do raju po opuszczeniu tego złego, opanowanego przez diabła i materialny upadek świata doczesnego, w podążaniu ku zbawieniu i rezurekcji.

Poprzednim razem Neptun wędrował przez Ryby w latach 1847-1861. Jego ingres w Ryby wywołał dziwny, zaskakujący, niezwykły, trudny do wytłumaczenia – patrząc na jego przyczyny – rewolucyjny zryw w niemal całej Europie, jakim była Wiosna Ludów.

Ta wielka, rewolucyjna fala miała przeróżne, czasem sprzeczne cele i kierunki. Łączyła ruch narodowowyzwoleńczy z romantycznym porywem serc, sprzeciwem wobec tyranii i arystokracji, potrzebą ekonomicznych zmian rozszerzającej się burżuazji. Była niezwykle burzliwym, dramatycznym, romantycznym epizodem historii.

Wiosna Ludów chciała zmieniać świat, czynić go lepszym, bardziej sprawiedliwym. Wiosna Ludów zaangażowała przede wszystkim młodych ludzi, których ten romantyczny zryw porwał na zabój. Jakie były rezultaty Wiosny Ludów? Były one średnio udane, a sama rewolucja została brutalnie stłumiona.

Po 165 latach, w roku 2012, Neptun znów wkroczył w Ryby i znów się zamanifestowały się charakterystyczne dla Ryb misteryjne procesy. Ryby w astrologii reprezentują odrodzenie, uduchowienie, wyzwolenie się z grzechu i cierpienia, dążenie do raju, do zjednoczenia z Absolutem.

Znak ten niesie bezpośrednie związki z charyzmatycznymi, mistycznymi, głęboko osadzonymi w duchowości nurtami religijnymi. Gdy dwa tysiące lat temu zaczynała się astrologiczna Era Ryb, jak grzyby po deszczu zaczęły się rodzić liczne charyzmatyczne, apokaliptyczne, radykalne, mistyczne nurty.

W judaizmie zrodził się silny apokaliptyczny ruch, którego odzwierciedleniem były księgi prorockie (Daniela, Eliasza, Amosa) zapowiadające nadejście Mesjasza. Dzień Pański ma być jednak wydarzeniem straszliwym: „Biada oczekującym dnia Pańskiego. Cóż wam po dniu Pańskim? On jest ciemnością, a nie światłem” (Am 5, 18). Będzie on poprzedzony ogromem cierpień, wojen i kataklizmów. Nurty te utrwaliły się też w chrześcijańskim piśmiennictwie (Apokalipsa św. Jana), w gnostycyzmie, potem w islamie i innych religiach. Apokaliptyka przejawia się także w hinduizmie, w puranach, w postaci koncepcji kalijugi.

Judaistyczna apokalipsa połączyła się z chrześcijańskim millenaryzmem i w różnych wersjach jest obecna od zarania chrześcijaństwa po czasy współczesne. Głównymi wątkami millenaryzmu jest teza wywodząca się z gnostycyzmu, a jeszcze wcześniej z platonizmu, zakładająca, że świat doczesny jest miejscem upadku, manifestacją zła, miejscem cierpienia.

Rolą proroków i nauczycieli jest kierowanie ludzi ku światłości, wyzwolenie ich z tego upadłego miejsca, jakim jest świat materialny, który jest opanowany przez siły zła (diabła, władcę ciemności, Lucyfera). Wyzwolenie się z cierpienia odbędzie się przez uwolnienie się od spraw doczesnych, posiadania i gromadzenia, co ma zostać zastąpione podążaniem do raju, do Boga.

Millenaryzm miewał szaleńcze, obłąkane, radykalne, fundamentalistyczne odsłony zapowiadające rychły koniec świata wspierane straszliwymi obrazami Janowej Apokalipsy. Jest obecny po dzień dzisiejszy w chrześcijaństwie pentakostalnym (zielonoświątkowcy, adwentyści). Ikoniczne jest to zwlaszcza u świadków Jehowy znanych z zapowiadania kolejnych dat końca świata.

Gdy Neptun wkroczył w znak Ryb, w roku 2012, millenaryzm wybuchł z wielką mocą i w różnych odsłonach, i narodziła się zadziwiająca moda na apokalipsę. Koniec świata zapowiadał koniec długiej rachuby kalendarza Majów. Inni upatrywali końca świata w kosmicznej katastrofie, jaką miały przynieść uderzenia komet. Pojawiły się też silne lęki związane z wojną jądrową, głodem, przeludnieniem, wielkimi migracjami ludności.

Nic jednak nie przebiło największego i najgroźniejszego jeźdźca Apokalipsy, jakim stała się kwestia globalnego ocieplenia, a ściśle – jego antropogenicznego (ludzkiego) pochodzenia. Kluczem do tej koncepcji jest założenie, że emisje gazów cieplarnianych (zwłaszcza dwutlenku węgla) przyczyniają się do ocieplenia klimatu, co zaś prowadzi do nasilających się kataklizmów i prowadzi nas w zasadzie ku zagładzie.

Nie jest to jednak miejsce na jałowe dyskusje o tym, czy człowiek przyczynił się do globalnego ocieplenia, czy też jest to zjawisko naturalne, tak jak nie mają żadnego sensu dyskusje z żarliwymi wyznawcami charyzmatycznych ruchów religijnych. Chodzi raczej o fenomenologiczne ujęcie zjawiska i jego – jak najbardziej praktyczne – konsekwencje.

Tak czy inaczej, mniej więcej piętnaście lat temu, gdy Neptun wkraczał w Ryby, zaczęła się gwałtownie rozszerzać dyskusja na ten temat. Jednak tym razem prorokami Apokalipsy nie byli brodaci pustelnicy, święci mężowie, mistycy i uduchowieni guru, lecz naukowcy, fizycy atmosfery, ekolodzy, politycy, społeczni aktywiści i młodzież. Światowe media zostały zalane alarmistycznymi, mrożącymi krew w żyłach, przerażającymi wizjami nadciagającej katastrofy.

Dyskusja przestała dotyczyć jakiegoś wąskiego kręgu specjalistów i badaczy. Mało bowiem kogokolwiek obchodzą zaciekłe dyskusje mechaników kwantowych debatujących nad problemem ciemnej energii i ciemnej materii.

Zaś debata o konsekwencjach globalnego ocieplenia dotyczy przyszłości świata, ludzkości i jej przetrwania. Założenie, że to człowiek jest odpowiedzialny za globalne ocieplenie, a ściślej – okrutna cywilizacja, krwiożerczy, pazerny kapitalizm i przemysł – stała się kluczem nowej krucjaty, walki o lepszy świat, gdyż ten stary jest zły, upadły i musi przeminąć.

Apokalipsa ma uwodzącą moc. Zakłada, że stary, zły świat musi upaść, by mógł nadejść nowy, lepszy, oczyszczony, wyzwolony od Złego. To właściwie klucz do millenaryzmu. Tym „złem” jest ludzka cywilizacja, która niszczy naturę, przyrodę. Natura ma charakter kobiecy, akceptujący, kojący. Cywilizacja i przemysł zaś – męski, związany z podbojem, kształtowaniem i panowaniem. Walka z cywilizacją i przemysłem jest zatem próbą odwrócenia nadciągającej apokalipsy.

Do boju stanęli narcystyczni, autystyczni wojownicy pod wodzą Grety Thunberg krzyczący z rozpaczą w głosie do dorosłych, że zabijacie naszą przyszłość, zabijacie nas! Pojawiły się zadziwiające nurty, jak depresja klimatyczna, niechęć do życia, płodzenia dzieci, bo to wszystko nie ma sensu, gdyż i tak wszyscy zginiemy. Walczący z globalnym ociepleniem aktywiści wylewali zupę i farbę na dzieła mistrzów renesansu i na rzeźby, jak miało to miejsce w przypadku warszawskeij Syrenki.

Na odległość pachnie to gnostycyzmem i jego niechęcią do płodzenia, rozmnażania. Gnostycy chcieli wyrwać się z tego złego świata (pleromy), a nie utrwalać swej w nim obecności. Te działania nie są już – jak w starożytności – wezwaniem do pokuty, nawrócenia, porzucenia grzechu, powrotu na drogę prawości i pobożności, gdyż w ten sposób można było uchronić się przed inwazją zła. Tą drogą jest zmiana naszego świata, naszej cywilizacji, zniszczenie jej i odbudowanie na nowo.

Astrologia staje w centrum tej dyskusji. Apokalipsa, koniec świata, odrodzenie, nirwana to idee bezpośrednio związane ze znakiem Ryb i Neptunem. Starożytni pisarze wzywali do tego, by wypatrywać znaków na niebie, a to przecież w czystej postaci idea odwołująca się do astrologii właśnie.

„Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą”. (Ew. św. Łukasza, 21,25-28)

Ateistyczna w większości zachodnia lewica po upadku komunizmu, po katastrofie budowania utopii, jaką miał być socjalizm w wydaniu radykalnym, komunistycznym, znalazła nowe powołanie, nową atrakcyjną ideę – ekologię, „zieloną” filozofię.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby odrzucać potrzeby życia w zdrowym, naturalnym środowisku. Każdy mieszkaniec Ziemi chciałby spożywać zdrową, niezatrutą chemią żywność, oddychać czystym powietrzem, pić czystą wodę, cieszyć się naturą, chodzić do lasu, dbać o zwierzęta. To fundamenty ekologii, pięknej, szlachetnej, mądrej, empatycznej postawy wobec przyrody, natury, zwierząt, potrzeby bardziej zrównoważonego rozwoju, bez niszczenia naturalnych zasobów, trucia gleby, wody, wycinania lasów, masowego zabijania zwierząt.

Jednak w krucjacie walki z globalnym ociepleniem chodzi o coś innego. Prawdziwym złem i „trucizną” jest chemicznie obojętny gaz CO2, który jest głównym winowajcą nadciągającej katastrofy. Walcząc z dwutlenkiem węgla, tak naprawdę walczymy z przemysłem, tradycyjną energetyką. Zeroemisyjna polityka stała się nie tylko kwestią poglądów, przekonań i dyskusji. Stała się kategorią polityczną, ekonomiczną i gospodarczą, prawnym nakazem i ustawową regulacją. Niesie bardzo poważne konsekwencje i skutki.

Jednym z jego elementów jest konieczność (przymus) przebudowy energetyki i przemysłu tak, by stały się zeroemisyjne. Ten proces pewnie i tak by się zrealizował, gdyż ludzkość wcześniej, czy później, odeszłaby od paliw kopalnych na rzecz ekologicznych źródeł energii i wcale nie preferowanych dziś zawodnych, chimerycznych, niestabilnych paneli fotowoltaicznych i wiatraków, ale nowej klasy elektrowni jądrowych, znacznie nowocześniejszych i efektywniejszych (reaktory torowe, na ciekłe sole, powielające), a w przyszłości energetyki termojądrowej.

Światowi przywódcy i agendy ONZ podpisują na kolejnych szczytach klimatycznych coraz to nowsze, bardziej ambitne deklaracje i umowy zobowiązujące się do redukcji gazów cieplarnianych. Proces ten miałby jakiś tam sens, gdyby absolutnie cała ludzkość, wszystkie państwa, cała globalna gospodarka, robiły dokładnie to samo – tak samo redukowały emisję. Miałoby to jednolite dla wszystkich konsekwencje. Tak się jednak nie stało, nie dzieje i na pewno już się nie stanie.

Na czele krucjaty walki z CO2 tak naprawdę stoją państwa szeroko rozumianego Zachodu, zwłaszcza Unia Europejska i państwa Ameryki Północnej. Idea zakładała, że zeroemisyjny przemysł i energetyka stworzą atrakcyjną wizję nowoczesności, innowacyjności i rozwoju, do której – chcą, czy nie chcą – muszą się przyłączyć inni.
„Zielona” energia miała szybko tanieć, uruchamiając nowe możliwości i potencjały.

Jednak walka z emisją CO2 poszła w zupełnie innym kierunku przypominając nam o tym, że wiele różnych światłych zbawczych idei, które miały „poprawić” rzeczywistość, kończyły się katastrofą, tak jak budowanie komunizmu, religijny fundamentalizm, rasizm, nazizm i nacjonalizm. Walka z CO2 wypchnęła z Europy i Stanów Zjednoczonych emisyjny przemysł do Azji i Afryki. Cena energii elektrycznej jest w UE dwa, trzy razy wyższa, niż w innych częściach świata i nie chce spadać.

Zaciekła walka z gazami cieplarnianymi wykończyła europejski przemysł, zwł. samochodowy, ciężki, chemiczny. On wcale nie przestał emitować CO2. Nadal go emituje, tylko, że tysiące kilometrów od USA i Europy tak samo wpływając (nie wpływając) na globalne ocieplenie.

Chiny, Indie, Indonezja, Rosja oraz inne państwa azjatyckie, państwa Ameryki Południowej kompletnie się nie przejmują ustaleniami ze szczytów klimatycznych. Chiny i Indie uruchamiają nowe kopalnie węgla i elektrownie węglowe zdecydowanie zwiększając swoje emisje gazów cieplarnianych. W konsekwencji upada europejski przemysł, kurczy się gospodarka, słabnie wzrost PKB. Europa popada w stagnację, a Stany Zjednoczone oraz Azja gonią nas i wyprzedzają.

Donald Trump, który wygrał wybory prezydenckie w Stanach, zapowiadał jasno i otwarcie, że całkowicie porzuci „zieloną” politykę walki z globalnym ociepleniem. Trump zaleje świat tanią ropą i gazem wydobywanymi metodą szczelinowania. Spowoduje to spadek cen energii w USA, co wzmocni konkurencyjność gospodarczą USA. Europie zaś ze swoimi szalenie drogimi, zawodnymi i niestabilnymi źródłami energii generującymi drogą energię grozi ekonomiczna katastrofa, całkowity upadek przemysłu, który nie jest konkurencyjny wobec amerykańskiej i azjatyckich gospodarek.

Nie trzeba robić skomplikowanych rachunków finansowych, by dostrzec, że to się dla Europy skończy tragicznie. Restrykcyjne przepisy emisji CO2, zakaz produkcji samochodów spalinowych, używania gazu do ogrzewania mieszkań jeszcze bardziej pogorszą konkurencyjność europejskiej gospodarki. Upadkowi europejskiego przemysłu i gospodarek, co połączy się ze spadkiem poziomu dochodów Europejczyków, towarzyszyć będzie wzmocnienie siły populistów, nacjonalistów, antyunijnych nurtów, które zniszczą europejską wspólnotę.

Upadek UE będzie powodem do radości dla Putina, Łukaszenki, Xi Jinpinga, Erdogana, arabskich i środkowoazjatyckich dyktatorów, którym będzie łatwo rozgrywać pojedyncze państwa Europy. Unijni liderzy już to doskonale wiedzą, ale boją się przyznać do fatalnego błędu, jakim była fanatyczna krucjata walki z CO2. Czekają na kogoś, kto pierwszy nazwie wszystko po imieniu. Powoli zatem zaczynają przebąkiwać o tym, że musimy trochę zwolnić, przesunąć radykalne decyzje o zakazie produkcji samochodów z silnikami spalinowymi, obniżyć restrykcyjne normy emisyjne, dożynanie przemysłu itd.

Neptun wkrótce opuści Ryby i wkroczy w znak Barana, co sprawi, że Zachód zacznie się powoli wykręcać z histerycznej walki z ociepleniem klimatu. Pojawiać się zaczną różne teksty, opracowania i badania sygnalizujące, że z powodów ekonomicznych musimy nieco zwolnić tempo walki z CO2, że może z tym globalnym ociepleniem trochę przesadziliśmy, że przebiega ono wolniej, a za kilka-kilkanaście lat Zachód całkiem sobie da spokój z tą krucjatą.

Za kwestionowanie antropogenicznego globalnego ocieplenia nie czekać będzie – jak ma to teraz miejsce – potępienie, epitet bycia oszołomem, foliarzem, płaskoziemcem, zwolennikiem Trumpa, ciemniakiem.

Nie oznacza to oczywiście, że nastąpi renesans paliw kopalnych. Wręcz przeciwnie. Skończy się ideologiczna, biurokratyczna walka z przemysłową emisją CO2. Emisje i tak osłabną na skutek postępu technologicznego, a walka z globalnym ociepleniem stanie się domeną wyłącznie małych, radykalnych, fanatycznych organizacji oraz ciekawostką naukową i historyczną z pogranicza psychologii społecznej, religioznawstwa, inżynierii społecznej i politologii.

Niebo w grudniu

Słońce wędruje przez znak Strzelca, by 21.12 o godz. 10.20 wejść w znak Koziorożca. Merkury wędruje ruchem wstecznym w Strzelcu. 15.12 zmienia kierunek biegu na postępowy. Wenus znajduje się w Koziorożcu, by 7.12 wejść w Wodnika. Mars wędruje przez Lwa i 7.12 wkroczy w ruch wsteczny. Jowisz retrograduje w znaku Bliźniąt, Uran zaś w Byku. Saturn i Neptun wędrują przez znak Ryb, Pluton zaś przez Wodnika. Nów Księżyca będzie mieć miejsce 7.12 w znaku Strzelca, pełnia zaś 15.12 w Bliźniętach. 30.12 będzie mieć miejsce drugi w grudniu nów Księżyca w znaku Koziorożca.

Świat w listopadzie, czyli krzyże dezinformacji

Grudniowe niebo zdominują dwa półkrzyże znaków zmiennych oraz umacniający się bisekstyl (podwójny sekstyl). Pierwszy półkrzyż będzie mieć miejsce na nowiu Księżyca 1.12. Nów w znaku Strzelca (Słońce wraz z Księżycem) plus Merkury znajdą się naprzeciw Jowisza w Bliźniętach, do których to planet w kwadraturze znajdzie się Saturn w Rybach.

Drugi półkrzyż znaków zmiennych utworzy się na pełni Księżyca, która będzie mieć miejsce 15.12. Linia pełni – Słońca w Strzelcu do Księżyca w Bliźniętach – znajdzie się w kwadraturze do Neptuna w Rybach. Twarde figury (wielkie krzyże i półkrzyże, huśtawki itd.) w znakach zmiennych (Bliźnięta, Panna, Strzelec i Ryby) będą mieć wpływ na wiele ważnych procesów i zjawisk.

Zaraz po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA rozpoczął się proces przemeblowania całej globalnej sieci układów politycznych, ekonomicznych i wojskowych. Zmiany te przebiegają niezwykle burzliwie, dramatycznie i z medialnego punktu widzenia niezwykle efektownie i widowiskowo, choć jednocześnie są źródłem ogromnej niepewności, lęku i zamieszania.

Jednym z kluczowych obszarów związanych ze znakami zmiennymi jest sfera informacji, mediów, w tym społecznościowych, komunikacja, handel, sprzedaż, produkcja, przemysł, transport, nauka, wiedza, szkolnictwo.

Niemal w każdym z tych obszarów zaczynają się przejawiać mocne, ważne, dynamiczne zjawiska i procesy, które w grudniu wybuchną z dużą mocą, co związane jest z nadciągającą zmianą przywództwa w Stanach Zjednoczonych. O tym jak będzie wyglądała II prezydentura Trumpa, pisać będę w prognozie na styczeń i luty 2025 oraz będę o tym mówić na wykładzie Polskiego Towarzystwa Astrologicznego, który będzie mieć miejsce 15.01 (informacja na Facebooku).

Donald Trump jeszcze nie zasiadł na fotelu prezydenckim, a już nieźle namieszał swoimi zapowiedziami, personalnymi nominacjami, propozycjami, ofertami, groźbami i ostrzeżeniami. To jego doskonale znana strategia: „spodziewaj się niespodziewanego”.

Jedną z podstawowych zasad strategii wojennych i politycznych, jest zaskakiwanie, narzucanie narracji, nakreślanie potencjalnych pól bitewnych oraz obszarów, w których toczyć się będzie gra. Trump zaczyna realizować swoje plany. I wbrew pozorom wcale nie są one oczywiste, stąd ogromna konfuzja analityków i komentatorów, którzy nadchodzącą prezydencję Trumpa oceniają w niezwykle rozbieżny sposób. Jedni uważają, że Trump jest nowym wcieleniem Hitlera, demonicznym dyktatorem, który dopiero pokaże, co potrafi. Inni widzą w nim wybawcę, pomazańca, proroka, wielką nadzieję tradycjonalistów. Jeszcze inni twierdzą, że jego panowanie będzie normalne, zwyczajne, przewidywalne, a jego zachowanie i retoryka to po prostu medialna gra. Już wkrótce się okaże, że wszyscy się mylą.

Gorących tematów jest jednak wiele. Zachód ma ogromny problem z rosnącą konkurencją ekonomiczną płynącą ze strony Chin. Państwo Środka po mistrzowsku ograło zachodnią cywilizację wykorzystując wszystko to, w co Zachód idealistycznie wierzył, czego nie zauważył, w czym się pomylił.

Rozsądna, ekonomicznie uzasadniona i racjonalna polityka globalizacji, zakładająca, że globalna współpraca i handel sprawią, że świat stanie się lepszy, sprawdziła się w przypadku Europy. Idea europejskiej wspólnoty, w której zamiast mordować się w bezsensownych wojnach, państwa zaczęły współpracować, handlować ze sobą, likwidować bariery i granice, otwierając się na wolny handel i przepływ ludzi, była i jest fantastyczną koncepcją.

Jednak globalizacja nie sprawdza się wtedy, gdy zaczynają się spotykać kompletnie odległe kultury i organizacje – zachodnia liberalna demokracja z autokracjami i zwykłymi dyktaturami, jak Rosja i Chiny, gdyż one mają całkiem odmienne – niż Zachód – cele, zamiary i założenia. Zachodni świat nie zauważył, jak Rosja skorumpowała polityczne, gospodarcze i opiniotwórcze elity uzależniając UE od gazu. Chiny zaś okradły Zachód z technologii, wykorzystały samobójczą dla unijnej i amerykańskiej gospodarki strategię zeroemisyjnej energetyki i gospodarki, która wykończyła zachodni przemysł i wywindowała ceny energii do wysokich pułapów. Chiny zalały Zachód tym, co miało być atutem zachodniego świata – elektrycznymi samochodami, panelami fotowoltaicznymi, wiatrakami.

Trump rozpoczął zatem ostrą grę o odbudowę pozycji amerykańskiego przemysłu, co czyni poprzez zapowiedzi wojen celnych. Trump doskonale zadaje sobie sprawę z tego, że wojny celne są mieczem obosiecznym. To one właśnie były przyczyna wielkiej depresji z lat trzydziestych XX wieku, gdy po krachu na Wall Street Stany Zjednoczone narzuciły zaporowe cła chcąc chronić amerykańską gospodarkę. Decyzja ta doprowadziła do wieloletniego, ciężkiego kryzysu ekonomicznego, który rozlał się na cały świat. Trump z jego biznesowym podejściem stosuje agresywne strategie negocjacyjne i raczej nie odważy się na twardą blokadę celną.

Dezinformacja, manipulacja, demagogia, rozsiewanie lęku, rozkręcanie paniki i straszenie różnymi okropnymi zagrożeniami to zaś podstawa wojny hybrydowej, która nie jest twardą militarną konfrontacją, ale ma podobne cele – osłabienie przeciwnika, wprowadzenie zamętu i dezorganizacji. To stara jak świat metoda, która została opisana przez Sun Zi w jego wielkim dziele „Sztuka wojenna”. Jeszcze bardziej wyrafinowaną formą tego typu strategii jest wojna kognitywna, której polem bitwy nie są okopy, działa i rakiety, ale ludzki umysł. Odwołuje się ona do techniki „prania mózgu”, zamęczenia, przebodźcowania, zalania umysłu ogromem złych, lękowych, ogłupiających informacji, często bzdur, wciągających, ale idiotycznych newsów, po których nawet racjonalnie i trzeźwo myślący ludzie zachowują się jak kretyni, którym można wszystko wcisnąć. Tę eskalację szaleństwa, któremu łatwo będą ludzie ulegać, zapowiada przejście Neptuna z retrogradacji w ruch postępowy, co nastąpi 8.12.

W wojnie kognitywnej mistrzostwo odnosi Rosja stale strasząc bronią jądrową, manipulując w procesach wyborczych przy pomocy armii botów, spiskowych teorii, używając regularnych kłamstw i bzdur w celu zastraszenia i ogłupienia wyborców. To między innymi przyniosło zaskakujące zwycięstwo w I turze wyborów prezydenckich w Rumunii, gdzie wygrał proputinowski skrajny populista Calin Georgescu. W Polsce tego typu manipulacje związane były z nakręcaniem afery podsłuchowej powiązanego z rosyjskim wywiadem Marka Falenty, co przyczyniło się do zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, w Wielkiej Brytanii do Brexitu. Tych przykładów jest bez liku, bo Rosja grzebała w wyborach w USA, we Francji, Niemczech, wspierała secesjonistów w Hiszpanii.

Listopadowy półkrzyż znaków kardynalnych przyniósł też kolejne poważne zagrożenie, jakim okazały się dywersyjne działania chińskich okrętów, które we współpracy z Rosją zerwały połączenia światłowodowe na Bałtyku, a rok temu uszkodziły gazociąg Balticonnector. Teraz – na grudniowych półkrzyżach – znów głośno się zrobi o rosyjskich działaniach terrorystycznych, które mają miejsce w całej Europie, takich jak podpalenia obiektów, dywersja urządzeń kolejowych, energetycznych i komunikacyjnych, podkładanie ładunków zapalających w logistyce. Ostatnim przykładem jest katastrofa na Litwie samolotu DHL z ładunkiem paczek. Mamy zatem twarde dowody na to, że Chiny idą na zwarcie z Zachodem łącząc siły z Rosją i innymi państwami BRICS. W horoskopie Chin jest bardzo groźnie. Pluton tranzytuje Księżyc i ascendent kosmogramu ChRL, Uran zaś Imum Coeli, więc nic dobrego po Chinach się nie spodziewajmy.

Półkrzyże znaków zmiennych wzmocnią aktywność rosyjskich służb specjalnych, w postaci tzw. „pożytecznych idiotów”, prorosyjskich działaczy wzywający do „pokoju” w Ukrainie, ekologicznych radykałów („Ostatnie Pokolenie”), religijnych fundamentalistów (Ordo Iuris).

Rosja dwoi się i troi przed zaprzysiężeniem Trumpa, by osiągnąć na ukraińskim froncie jak najlepszą pozycję. W wielokrotnie omawianym przeze mnie horoskopie Ukrainy (pierwsza niepodległość z 1918 roku), pełnym koszmarnie ciężkich układów, jak tranzyt Plutona przez Słońce i Medium Coeli, nie ma za wiele nadziei. Ukraina nie ma już zbyt wiele zasobów, które może użyć, gdyż Zachód przez ostatnie trzy lata bardzo ostrożnie dawkował swoją pomoc, a ostanie przyspieszenie kończącego kadencję Bidena na niewiele się już zda.

Pocieszać może jednak to, że Rosja zaczyna doświadczać twardych, ekonomicznych konsekwencji prowadzenia wojny. Stale obecni w mediach prorosyjscy komentatorzy zachwycali się odpornością rosyjskiej gospodarki na zachodnie sankcje krytykując Zachód za nieskuteczność tej strategii. Rosja prowadząc wojnę cały czas notowała wzrost PKB, bez problemu sprzedawała ropę i gaz, rozkręciła wojenną produkcję.

Ekonomiści bezradnie rozkładali ręce nie potrafiąc odpowiedzieć na pytanie, dlaczego rosyjska ekonomia tak się dobrze kręci. Odpowiedź zaś była banalnie prosta. Ten wzrost PKB, wysoka produkcja, wysokie pensje Rosjan i żołdu dla walczących w Ukrainie żołnierzy związane jest z fiskalnym impulsem, stymulacją pieniężną, rzucaniem ogromnych środków na rynek, co zawsze wywołuje wzrost PKB i smaruje tryby gospodarki.

Taka aktywność ma jednak swoją brutalną cenę i rychły finał. Środki stymulujące gospodarkę się bowiem wcześniej czy później skończą, wzrost PKB szybko zamienia się w galopującą inflację, spadek wartości waluty, kryzys fiskalny, panikę na rynku i w sklepach. Schemat ten został już przećwiczony na świecie wiele razy. Związek Radziecki upadł, gdyż sowieci przeznaczali na zbrojenia 40% budżetu. Putin czyni dokładnie to samo, więc spieszy się, by zdobyć w Ukrainie ile się da, gdyż kolejny rok wojny pogrąży Rosję na amen. Dyrekcyjna opozycja Słońca z Saturnem, tranzyt Urana przez Księżyc oraz Saturna przez Marsa w horoskopie ZSRR zapowiada bolesną lekcję ekonomii dla rosyjskiego satrapy.

Gorączka wyborczej mocy - prognoza dla Polski

I choć grudzień Polakom kojarzy się zwykle ze świątecznymi przygotowaniami, zakupami, rodzinnymi sprawami i wyzwaniami końca roku, polityka mocno wkroczy do domów i w codzienne życie. Widać podobieństwo z zeszłym rokiem, gdy powstawał rząd Tuska, co silnie elektryzowało emocje i medialną uwagę.

Tegoroczny grudzień będzie mieć również wysoką dynamikę. I choć nie został formalnie ogłoszony termin wyborów prezydenckich, to jednak kampania wyborcza rozkręciła się na dobre i właściwie karty już leżą na stole. Po stronie Koalicji Obywatelskiej startować będzie Rafał Trzaskowski, zaś po stronie Prawa i Sprawiedliwości prezes IPN – Karol Nawrocki. Pozostali kandydaci są tylko nieistotnym tłem, wiec szkoda czasu na rozważania o Sławomirze Mencenie, Szymonie Hołowni i – prawdopodobnie – Magdalenie Biejat. Do tematu wiosennych wyborów prezydenckich wrócę, gdy marszałek Sejmu ogłosi termin wyborów.

Nie mniej istotnym tematem jest rocznica zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska. Już rok temu, po zwycięskich dla ówczesnej opozycji wyborach parlamentarnych, było jasne, że ci którzy czekali na wielki polityczny przełom, szybki powrót praworządności i politycznej stabilizacji, srodze się zawiodą. I nie ma tu nic do rzeczy kwestia tego, co koalicyjny rząd mógł, a czego nie mógł uczynić. Formalna przeszkoda – blokujące weto prezydenckie – właściwie zamykało temat długo oczekiwanych zmian w sądownictwie, w ważnych urzędach i instytucjach. Ale to tak naprawdę kwestia drugorzędna.

Z astrologicznego punktu widzenia Polska znajduje się w niezwykle trudnym, kryzysowym, skomplikowanym, groźnym momencie swojej historii. Kwadratura tranzytującego Plutona do Słońca i do Medium Coeli horoskopu chrztu Polski nie dawała najmniejszej szansy na błogą stabilizację i powrót „ciepłej wody w kranie”.

Prezydenckie weto jest tu tylko tłem znacznie większego dramatu, do którego przynależą inne konteksty – wojna za wschodnią granicą Polski, rosyjskie działania dywersyjne i hybrydowe na terenie Polski (podpalenia, uszkodzenia infrastruktury, próby zamachów terrorystycznych), kryzys demokracji i fala populizmu przewalająca się przez świat i Europę, recesja w ważnych dla Polski gospodarkach Niemczech, Francji, Szwecji, nadciągające wojny handlowe UE i USA z Chinami oraz fatalna sytuacja finansów publicznych po ośmiu latach populistycznych rządów Prawa i Sprawiedliwości, które zostawiło w spadku inflację, deficyt budżetowy, ogromne straty, koszty i wydatki podpisywanych na lewo i prawo nieprzemyślanych kontraktów, w tym wojskowych, nieudaczny „polski ład”, rozkręcone populistyczne roszczeniowe nastawienie elektoratu, co wykluczało konieczne, ale politycznie zabójcze przed wyborami decyzje oszczędnościowe i reformatorskie.

Doskonale to widać w wielokrotnie omawianym przeze mnie horoskopie rządu Tuska, który jest trudny, twardy, ciężki, obciążony zmaganiami i przeciwnościami. To rząd koalicyjny, złożony tak naprawdę z kilku partii, a w każdej koalicji z trudem trzeba ucierać kompromisy, często zgniłe. Przypieczętowanie ciężkiego losu rządu Tuska dopełnia wejście wiosną progresywnego Księżyca w znak swego wygnania, w Koziorożca. Stąd żmudne odspawywanie członków ancien regime od stołków, stanowisk, posad i dochodów, droga przez mękę w zmaganiach z prezydentem Dudą, z opanowanymi przez pisowców NBP, TK, SN, KRS, prokuraturą itd., bolesne przejścia z powodzią i jej kosztami, z potężnymi wydatkami zbrojeniowymi, szarpanina z zawiedzionym elektoratem, który czekał na poranne wizyty „kominiarzy” pod domami pisowców, łomot od wkurzonych czekających na polepszenie losu umęczonych polskim ładem przedsiębiorców (składka zdrowotna) itd., itp. …

Ten ciężki bój, niezależny od bieżących kontekstów i okoliczności, ma w grudniu kolejną odsłonę, jaką jest następna w serii wspomnianych kwadratur Plutona do Słońca chrztu (różne wersje). Powtórzy się ona w styczniu i w sierpniu, a ostatni raz będzie miała miejsce w listopadzie, już po zaprzysiężeniu nowego prezydenta.

Zawirowań, kłopotów i wstrząsów w koalicji widać sporo. Zamieszanie wokół trefnego dyplomu Collegium Humanum Szymona Hołowni nie jest zaskoczeniem. Niedawna opozycja Saturna do Słońca marszałka Sejmu to bolesny, pozbawiający go szans na wielki sukces polityczny tranzyt, a zarazem potencjalna groźba rozpadu koalicji. Wstrząsy w koalicji widać zwłaszcza w horoskopie Senatu XI kadencji, gdzie tranzytujący Uran znajduje się w opozycji do Księżyca.

Opozycja też nie może zacierać rąk. PiS jest w dużym kryzysie. I choć nie widać tego w notowaniach partii, to jednak pozbawienie dotacji w kwocie blisko 100 mln złotych może być potężnym ciosem dla tej – mimo wszystko – bardzo bogatej partii. W horoskopie rejestracji partii Saturn wędruje przez Księżyc, w horoskopie kongresu założycielskiego Pluton tworzy kwadraturę z ascendentem, zaś w horoskopie prezesa PiS progresywny Księżyc wkracza w znak swego wygnania, w Koziorożca. Wielokrotnie pisałem o ciężkich wstrząsach, które czeka Prawo i Sprawiedliwość. Zwycięstwo Donalda Trumpa nie przyniesie zatem spodziewanego odbicia i politycznej ofensywy. Przeciwnie. Wszystko wskazuje na to, że Kaczyński, który kurczowo trzyma się władzy w partii, wkrótce ją straci. Pretendent do trony – były premier Mateusz Morawiecki może zapomnieć o sukcesji. Seria brutalnych aspektów w jego horoskopie eliminuje go z roli następcy Kaczyńskiego. W grudniu kolejny raz Pluton utworzy kwadraturę do jego urodzeniowego Słońca.

Gospodarka

Ekonomiczne informacje płynące z mediów, z ważnych instytucji, banków i ośrodków analitycznych przypominają istny rollercoaster. Z jednej strony pojawiają się alarmistyczne, pesymistyczne newsy związane z marnymi perspektywami wzrostu PKB, z nadchodzącymi kłopotami przemysłu, który mocno cierpi na skutek recesji u kluczowego gospodarczego partnera – Niemczech. Polskę też dotykają konsekwencje wojny handlowej z Chinami, które rozjeżdżają europejski biznes samochodowy i zamykają się kolejne przedsiębiorstwa. Analitycy straszą nas podwyżkami, inflacją, dobiciem do ostrożnościowych progów długu i deficytu. W tym samym czasie ukazały się bardzo dobre wyniki sprzedaży, rozkręca się budownictwo.

Co więc czeka Polską gospodarkę? Idzie kryzys, czy też go unikniemy? Polską ekonomię na pewno czekają spore kłopoty i zawirowania, co widać w huśtawce notowań złotego. Pierwsze miesiące nowego roku nie będą napawać optymizmem. Zmiana przywództwa w Białym Domu, zapowiadane przez Trumpa wojny celne i handlowe wywołają duże wstrząsy na rynkach finansowych. Nie potrwają one jednak długo. Już wiosną zauważymy spore odbicie w polskiej gospodarce. Ale i w grudniu nadejdą dobre wiadomości. W horoskopie złotego (reforma Grabskiego) progresywny Księżyc wkracza w znak swego wyniesienia, w Byka. W horoskopie chrztu Polski dyrekcyjna Wenus zaś wędruje przez Medium Coeli. Nie ma zatem mowy o kryzysie polskiej gospodarki, długotrwałym spadku notowań złotego, inflacji i depresji w przemyśle. Paniczne kupowanie dolarów, bitcoina, nieruchomości to tylko spekulacyjne szaleństwo, nic więcej.